ASSINIS to pierwszy tom trylogii pod tytułem „Żywi i martwi”. Kolejne, tomy to Cabaret oraz „Więcej pokory, więcej nadziei”.
W zakładce ASSINIS znajduje się powieść w wydaniu dźwiękowym. W zakładce Blog będzie można odnaleźć fragmenty kolejnych tomów i związanych z nimi myśli.
Od dawna zastanawiam się, czym jest rzeczywistość. ASSINIS nie jest nawet próbą definiowania odpowiedzi na ten temat. Wiele kultur ma w tej kwestii dość sprzeczne pomysły. Co ciekawe, to, czego dopracowała się w tej materii racjonalna cywilizacja zachodnia, działa. Jest empirycznie sprawdzone. Dla przykładu: idziemy do lekarza, dostajemy leki, najczęściej zdrowiejemy. W kulturze rdzennych Indian, chory idzie do szamana, ten wchodzi w trans, tańczy, czy wykonuje inne, nieprzekonywujące dla zachodnich ludzi zabiegi i chorzy zdrowieją. Gdyby przez wieki ten sposób leczenia nie był skuteczny, pewnie wypracowali by inny. A jednak, przy nim zostają. Są oczywiście mniej i bardziej zdolni lekarze i szamani, ale to już inna sprawa.
I tak, cywilizacje kulturowe Azji, Europy, Afryki, zżymają się z tego, jak ci inni są śmieszni obstając przy swoim. Zarazem sprytnie wyłączając z pola percepcji te zdarzenia, fakty, które nie pasują do ogólnego, przyjętego przez własną kulturę modelu. ASSINIS, i pozostałe tomy, zawierają właśnie takie niepasujące, przynajmniej do zachodniego modelu rzeczywistości obserwacje.
Treść powieści nie krytykuje jakoś specjalnie tego, że mamy tak zwaną rzeczywistość uzgodnioną. Dzięki takiej umowie, współdziałamy i powstaje efekt synergii. Raczej chodzi o to, że z lenistwa naszych mózgów trzymamy się różnych bzdur. A to, że Ziemia jest płaska, a to że nie ma co płynąć z Europy by odkrywać morską drogę do Indii, bo po drodze czyhają potwory morskie, a to s kolei, że Słońce krąży koło Ziemi. W tym upieraniu się, przy jakimś, aktualnie przyjętym schemacie, byliśmy na tyle zatwardziali, że spaliśmy na stosie kilku mądrych ludzi. Dzisiaj już ich publicznie nie palimy. Niektórzy kończą jak Tesla, niektórzy gorzej, a przyszłe pokolenia będą gloryfikować tych, którym się jednak uda.
Łatwo będzie zauważyć w trylogii krytykę obecnego systemu, oraz obawę, w co on dopiero może ewoluować. Pewien człowiek powiedział mi ostatnio, iż wierzy w regres naszej cywilizacji. Można to stwierdzenie podeprzeć wskaźnikiem. Naukowcy podają, iż zostało niewiele czasu do osiągniecia takiego stężenia dwutlenku węgla w ziemskiej atmosferze, po osiągnięciu którego globalna średnia temperatur będzie już tylko mogła rosnąć. Są tacy, którzy nie potrzebują danych liczbowych. Czasem, na przykład na wsi, spotykam się i rozmawiam ze starymi, w swej prostolinijności mądrymi ludźmi. Kiwają głowami i zdają się być tym wszystkim przerażeni, ale co zrobić skoro tkwią w gnającym dokądś systemie. Systemie, który ma bezwładność, który na kształt wielkiego statku rozpędził się i teraz zatrzymać go, lub choćby zmienić jego kurs jest krytycznie trudno. Część pasażerów tego statku, zachorowała na tyle, że nie spogląda dokąd on płynie, część w przerażeniu biega po pokładzie wieszcząc nadchodzący kataklizm. Ci nieliczni, którzy zachowali w miarę zdrowy ogląd sytuacji, niespecjalnie mają dokąd uciec, a jest ich na tyle niewielu, że mają niewielki wpływ.
Czy ja się od tej załogi jakoś mocno różnię? Przesiąkłem na wskroś tą cywilizacją. Pachnę smarami maszynowni, zapachami z messy, rdzewiejącym kadłubem, próbuję unikać srających mew. Bardzo słabo wychodzi mi uwalnianie się od tak zwanego przymusu powtarzania. Nawet jeśli chciałbym być inny i popełniać mniej błędów, ogranicza mnie moja własna struktura. Z łatwością odnajduję się w każdej z ról występujących wśród pasażerów przysłowiowego statku. Znajduję w sobie także i takie figury, z których dumny nie jestem.
Gdybym w obecnej sytuacji potrafił napisać ognisty antysystemowy manifest i porwać ludzi na barykady by ponownie zburzyć Bastylię… Ale nie potrafię, nawet uważam, że byłoby to szkodliwe. Zostaje mi więc nadzieja, że przyszłość, jak to mówił Schrödinger, znajduje się w stanie zmieszanym, że jeszcze ostatecznie nie wiadomo, do jakiego stanu zostanie zredukowana, a nam jednak dane jest wpływać na to, którym wariantem, którą ścieżką potoczy się nasz los. Że część wybranych, znajdzie tą bramę pomiędzy nocą a jasnością. Że dzięki nowemu zrozumieniu rzeczywistości, może takiemu o jakim pisał Vadim Zeland, a miejscami Carlos Castaneda, czy o którym zaczynają mówić fizycy teoretyczni, choćby garstka wydostanie się i zacznie budować nową cywilizację. Żyjąc w ramach przysłowiowego MATRIXa nie ma znaczenia, czy jesteśmy wzorowymi podatnikami, czy nie. Możemy być najlepiej czyszczącym pokład Tytanica majtkiem, ale to na nic.
Nadzieja, wiara, ciekawość, pokora. Ci bardziej odważni mówią i piszą o miłości, ale chyba do nich nie należę. Tak więc, jeśli one wyznaczą kierunki rozwoju choćby dla wąskiej garstki, to naszemu gatunkowi może udać się wypatrzyć tą osobliwość. Bo tak naprawdę nie wiemy jak działa rzeczywistość, co to jest świadomość i gdzie są jej granice. Najgorzej, że tylko nieliczni zdają sobie sprawę, jak bardzo nie wiemy. Ale w tym tkwi też szansa…
Zaskakująco dużo z opisanych w trylogii zdarzeń miało miejsce. Zaskakująco mało opisanych osobowości odnosi do realnych osób, które użyczyły swej powierzchowności opisanym postaciom.